Durny Szczyt na dobry początek roku
- Szczegóły
- Kategoria: Tatry Wysokie
- Opublikowano: piątek, 03, styczeń 2014 00:00
Durny Szczyt 2623 m n.p.m.
3 stycznia 2014 r.
Stary Smokowiec Hrebieniok 1285 m n.p.m.
Schronisko Zamkowskiego 1475 m n.p.m.
Schronisko Tery'ego 2015 m n.p.m. - Durna Przełęcz 2560 m n.p.m. - Durny Szczyt (Pyšný štít)
Dzień wita nas pięknym wschodem słońca, morzem chmur oraz wiatrem. Marzyliśmy o takich widokach w Tatrach.
Pomimo dość mocnych podmuchów wiatru decydujemy się iść, warto spróbować a przecież zawsze możemy zawrócić. Okrążamy staw i żegnamy schronisko. Tymczasem słońce zdążyło wedrzeć się w dolinę i ogrzewa Pośrednią Grań oraz Lodowy Szczyt.
W międzyczasie obserwujemy grupę podążającą w stronę Lodowego Szczytu. Bardzo ciekawi nas wariant jaki obrali by dostać się na szczyt.
Dolina Pięciu Stawów Spiskich widziana spod ścian Durnego
Energicznie ruszamy w kierunku żlebu prowadzącego wprost na jedno z siodeł Durnej Przełęczy czyli Maćkową Przełęcz 2560 m n.p.m. Z dołu żleb robi ogromne wrażenie i jest cholernie stromy. U jego wylotu ubieramy raki i zaczynamy podchodzić.
Wraz z wysokością robi się coraz stromiej, musimy bardzo uważać by nie zaliczyć przejażdżki w dół. Na szczęście mamy sprzymierzeńca, którym jest dobrze zmrożony śnieg toteż poruszamy się sprawnie i względnie pewnie.
Cały żleb pokonaliśmy bez większych trudności i naszym oczom ukazała się Durna Igła, 15-metrowa turniczka o wysokości ok. 2575 m n.p.m. Robimy bardzo krótką przerwę na kilka łyków gorącej herbaty i przede wszystkim rozeznanie terenu.
Następnie obchodzimy Igłę od wschodu i lądujemy na drugim siodełku Durnej Przełęczy czyli Przełęczy Pawlikowskiego 2560 m n.p.m. Według opisu od tego miejsca mają zacząć się trudności. By nic nie przeszkadzało nam w hasaniu po grani, co tylko się da pakujemy do plecaków.
Tymczasem w dole dzieją się cuda. Chmury przeniosły się w doliny i pływają sobie między graniami. Wspaniałe widowisko.
Wspinamy sie półką lekko w prawo, kolejną półką w lewo, lewą stroną do wcięcia w grani, ostrzem grani do bloków skalnych, po blokach i już jesteśmy na szczycie. Pięknie, ładnie ale tak łatwo nie jest. Droga miejscami jest bardzo eksponowana, trzeba uważać na każdy krok i chwyt bo wydaje się, że wszystko się rusza. Dodatkowo śnieg po wschodniej stronie utrudnia spawę.
Mimo trudności, a może właśnie dzięki nim, czerpiemy z tej drogi dużo przyjemności. A bardzo rozległe widoki ze szczytu wynagradzają nam wszystko.
Panoramam ze szczytu
Monumentalny Lodowy... :)
Pamiątkowe foty na szczycie
Tutaj na prawdę czuć wysokość i wszystko wokół jest takie malutkie, wystarczy spojrzeć na Tatry Bielskie czy Baranie Rogi a nawet Kieżmarskie Szczyty.
Łomnica wygląda z tej perspektywy zupełnie inaczej. Szpecącego budynku na jej wierzchołku nie będę komentować. Chociaż noclegiem w tamtejszym apartamencie nie pogardziłabym :)
Pod kamieniem znajdujemy coś a la puszka szczytowa ( plastikowa :) ), a w niej notes, dwa ołówki oraz temperówkę, i dokonujemy wpisu. Dziwi nas, że na tak honornym szczycie nie ma porządnej puchy i tabliczki. Nie ma albo jej nie znaleźliśmy pod śniegiem...
Widok na dolinę, z której startowaliśmy
Trochę przeraża nas droga powrotna, na szczęście mamy linę i sprzęt. Do góry szło się dość komfortowo ale nie wyobrażam sobie schodzenia tamtędy na żywca. Szpeimy się i ciśniemy z powrotem.
Dojściu na Durną Przełęcz towarzyszy nam spora dawka adrenaliny. W poszukiwaniu wygodnych chwytów musimy trochę poodśnieżać kamole. Najtrudniejszym okazuje sie moment zejścia z grani. Uważne wychodzenie do góry i zapamiętanie kilku charakterystycznych miejsc bardzo nam pomaga, bez tego bylibyśmy w czarnej dupie.
Obejście Durnej Igły w powrotnej drodze też jest nieco trudniejsze. Ale po udanym przejściu pod ścianę Małego Durnego Szczytu cieszymy się nieśmiało. Jeszcze "tylko" zejście stromym żlebem...
Schodzimy bardzo ostrożnie, a w najgorszych miejscach tyłem lub bokiem. Mimo mocnego skupienia ujeżdża mi noga i zaczynam jechać w dół, życie ratuje mi czekan, ktrórym łatwo wyhamowuję. Szczerze mówiąc było to całkiem przyjemne i ekscytujące.
Dalsza droga mija nam bez zawirowań i szczęsliwie wracamy do punktu wyjścia.
Durny Szczyt żegna nas pozytywnym akcentem
To był wyjątkowo udany dzień, wdrapaliśmy się na czwarty co do wysokości szczyt w Tatrach i w końcu przekroczyliśmy magiczne 2600 metrów. Zdobyliśmy cenne doświadczenie :)
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.