Kominiarski Wierch, dawniej noszący nazwę Kominy Tylkowe, oglądaliśmy wielokrotnie wędrując po sąsiadujących z nim szczytach. Zawsze gdy byliśmy na Iwaniackiej Przełęczy kusiło nas by odbić w jego kierunku.
Minęło trochę czasu i czujemy, że dziś jest dobry dzień by zdobyć ten szczyt.
Jesteśmy chyba pierwszymi osobami wędrującymi dzisiaj Doliną Kościeliską. Droga do schroniska strasznie się dłuży jednak wolę tą dolinę niż Chochołowską, której końca nie widać i nie widać.
Przy schronisku nie ma żywej duszy. W środku również cisza jak makiem zasiał. Jest wcześnie no ale nie tak bardzo...
Po uzupełnieniu kalorii ruszamy żółtym szlakiem w kierunku Iwaniackiej Przełęczy. Idzie się fajnie tylko miejscami ścieżka jest bardzo wyślizgana. W plecakach mamy raki ale nie chce nam się ich ubierać i jakoś dajemy radę bez nich.
Kominiarski Wierch z okolic Schroniska na Hali Ornak
Bystra i Błyszcz - widok spod schroniska
Na przełęcz dochodzimy zgodnie z czasem na szlakowskazie. Tu robimy krótką przerwę na łyk ciepłej herbaty i coś słodkiego. Żółta ścieżka do Doliny Chochołowskiej jest mocno wydeptana, ta w stronę Ornaka już mniej. W kierunku naszego celu też ktoś spacerował. To nas cieszy bo nię będziemy musieli kluczyć.
Mogłabym tutaj rozłożyć leżak i pławić się w ciszy i ciepłym słonku. Miśki jeszcze chyba śpią o tej porze więc spotkanie z przedstawicielem gatunku raczej mi nie grozi.
Pomarzyłam a teraz muszę ruszać bo ekipa władowała się już między drzewa.
Iwaniacka Przełęcz
Kominiarski Wierch widziany z Iwaniackiej Przełęczy
Początek rzeczywiście jest przedeptany i cały czas trzymamy się tego śladu, który kończy się wcześniej niż byśmy chcieli. Następuje chwilowa konsternacja. Ale przecież się nie wycofamy. Jeszcze nie teraz.
Grzesiek ze Sławkiem zaczynają przecierać, ja i Dorota gramolimy się za nimi. Czym dalej tym jest stromiej i coraz gęstszy las, który z czasem urozmaica rzadka kosówka.
Idzie się ciężko ale zabawy mamy przy tym kupę. To wejdziemy w tak gęste krzaki, że nie da się z nich wyszarpać, to ktoś dostanie raza w twarz z suchej gałęzi, którą właśnie ktoś puścił.
Po około godzinie targania do góry, dostajemy się na małą polankę tuż pod skałami. Tu chwilę odpoczywamy. Następnie trawersujemy na prawo gdzie napotykamy płytki acz dość mocno nachylony żleb, którym ciśniemy do góry. Pod warstwą śniegu czają się śliskie trwaki i wystające kamienie, musimy więc uważać po jest to teren podstępny.
Kominiarski Wierch - okolice kopuły szczytowej (tak nam się wydaje)
W dali Błyszcz i Bystra, bliżej zbocze Ornaka
Wyszliśmy ze żlebu i dostaliśmy się na zachodnią grań (masyw Kominiarskiego składa się z dwóch grani okalających Dolinę Smytnią), z której widać właściwy wierzchołek Kominiarskiego. Jesteśmy trochę zaskoczeni, że do niego jeszcze tak daleko. Ale idziemy na żywioł. Nie mamy opracowanego żadnego szczegółowego planu no to pojawiają się takie niespodzianki :)
Kominiarski Wierch - widok na wierzchołek
Tomanowa Przełęcz - w dali Liptowskie Kopy i Tatry Wysokie
Idziemy granią tylko kawałek po czym robi się ona coraz węższa a śniegu jest tyle, że nie wiadomo co pod nim piszczy i czy coś nie gruchnie zaraz pod naszym ciężarem. Schodzimy więc na strome zbocze. Zejście nie jest przyjemne bo śnieg ucieka spod nóg i na dobrą sprawę nie ma się czego złapać. Z pomocą przychodzą wystające to tu to tam gałązki kosodrzewiny.
No to już wiemy co jest pod spodem...
Zejście z zachodniej grani na stronę Doliny Smytniej
Jesteśmy mocno skupieni na przejściu w bardziej bezpieczne miejsce ale piękny widok na Czerwone Wierchy zwraca naszą uwagę. Podobnie jak nieskażone ludzką stopą ciekawe kształty uformowane przez śnieg i wiatr.
Od Giewontu po Krywań w chmurach, w dole Wielka Polana Ornaczańska
Piekne formy snieżne
Zachowując odstępy spokojnie pokonujemy mocno nachylone pole snieżne, po czym ponownie przechodzimy na zachodnią stronę grani i stajemy na małej przełączce.
Trawersujemy wschodnie zbocze grani
Morale grupy spada, bo warunki łatwe nie są a do celu nadal daleko. Grzesiek wyrywa się na ochotnika i idzie zbadać teren. Nie jest to do końca mądre bo w razie problemu nikt mu nie pomoże. Przez kilka minut nie mamy z nim kontaktu wzrokowego po czym wyłania się w dali i macha na nas abyśmy szli po jego śladach.
Kluczymy w okolicach Rzędów Smytniańskich
Ostrożnie zaczynamy trawersować stromy teren i dochodzimy do Grześka. Teraz już trzymając się razem idziemy prosto na szczyt Kominiarskiego.
W centrum Kończysty Wierch, a za nim Jarząbczy i Jakubina
Polana Chochołowska, z której często oglądaliśmy Kominiarski
Wierzchołek okazuje się być bardzo rozległym płaskim terenem. Ślady osób, które były tu niedawno przed nami (a wiemy kto to był i kiedy ;-) ) zostały zatarte przez wiatr i przysypane przez świeży śnieg.
Miejscówka jest bardzo atrakcyjna. W porze letniej to dopiero muszą być piękne widoki na szczyty Tatr Zachodnich.
Panorama z Kominiasrkiego Wierchu
Grzesiek z Ornakiem i Starorobociańskim w tle
I ja z Czerwonymi Wierchami
Giewont z zachodniej strony
Zbliżenie na kopuły Czerwonych Wierchów
Postanawiamy rozgościć się tu na dłuższą chwilę. Całą drogę byliśmy tak zaaferowani, że nic nie jedliśmy. Teraz trzeba to nadrobić bo sił na drogę powrtoną potrzeba nie mało.
Termos z ciepłym leczem okazał się doskonałym pomysłem. A na deser obowiązkowo czekolada :)
Nasza ekipa na Kominiarskim Wierchu
Wspólny posiłek :)
Korzystam z ostatnich chwil słońca i robię przechadzkę po szczycie.
Miejsca jest tu naprawdę dużo
Pięknie prezentuje się Wołowiec z Rohaczem Ostrym
Cały czas powiewa dosyć silny wiatr. I za jego sprawą z południowego zachodu napływa coraz więcej chmur. To chyba znak by ruszyć z powrotem.
Błyszcz i Bystra już w cieniu
Ostatni rzut oka na piękne widoki i starujemy na dół. Po opuszczeniu wierzchołka czeka nas ponowne trawersowanie zachodniego zbocza.
W centrum kadru Rzędy Smytniańskie czyli zachodnia grań masywu Kominiarskiego Wierchu
Nasza droga prowadzi między jej turniami
Śnieg jest gorszy niż wcześniej i ucieka spod nóg. Ustalamy, że trzymamy się razem ale z zachowaniem odstępów i ostrożnie maszerujemy przed siebie. Na szczęście teraz już nie mamy wątpliwości którędy trzeba iść bo wracamy po własnych śladach.
Na jednej z przełączek, teraz w prawo na strome zbocze
I trawersujemy gęsiego
Starorobociański Wierch
Po trawersie próbujemy wdrapać się znowu na grań ale w rozmiękczonym śniegu okazuje się to nie lada sztuką. Teren jest mocno nachylony i buksujemy w miejscu. Gdyby nie kosówka, która ponownie przychodzi nam z pomocą chyba ugzęźlibyśmy tu na dobre.
W końcu się udaje i zaczynamy schodzić mocno w dół aż osiągamy przełęcz. Głodni jak wilki prawie zbiegamy do schroniska na wyczekany obiad.
W dole Iwaniacka Przełęcz, która wydaje się być tuż tuż, w rzeczywistości to jeszcze kawałek drogi
Muszę przyznać, że Kominiarski Wierch trochę nas zaskoczył. Spodziewaliśmy się, że będzie dziko ale myśleliśmy, że ciut prościej. Z dwojga "złego" wydaje mi się, że zimą (w rozsądnych waruknach śniegowych i pogodowych) i tak jest tu łatwiej, bo nie wyobrażam sobie męczarni w kosówce, która najprawdopodobniej zarosła już cały stary szlak.
Trasa:
Kiry Schronisko na Hali Ornak Iwaniacka Przełęcz 1459 m n.p.m. - Kominiarski Wierch