Łomnica była na tapecie już od początku roku ale nie mogliśmy utrafić w odpowiedni warun i ekipa montowała się jakoś leniwie. Wiedzieliśmy, że lato się kończy i trzeba działać, teraz albo nie wiadomo kiedy.
Decyzja zapadła dość spontanicznie. W piątek od razu po pracy z przygotowanym wcześniej ekwipunkiem ruszamy na południe. Gnieciemy się w pięcioro (z plecakami w dziesięcioro :) ) w jednym samochodzie. Jest ciasno jak cholera ale bardzo wesoło.
Kiedy docieramy do Tatrzańskiej Łomnicy jest już późne popołudnie. Przepakowujemy rzeczy, siusiu i w drogę.
Ciśniemy zielonym szlakiem skracając sobie jak się da. Jest wręcz gorąco, a z wysokością zamiast się ochładzać robi się coraz gorzej. Wyraźnie czuć, że napłynęła wyjątkowo ciepła masa powietrza. Przy tym księżyc świeci jak oszalały i całą trasę pokonujemy bez czołówek.
Po kilku godzinach marszu dobijamy do celu. Jest północ. Skradamy się pocichu i szukamy wygodnej miejscówki na drzemkę. Plac zabaw obok stacji kolejki okazuje się najlepszym miejscem jakie znaleźliśmy. Dostajemy śmiechawki aż w końcu układamy się do snu.
Już o 4 rano jesteśmy gotowi do startu. Początkowo motamy się trochę, ale co się dziwić po tak małej dawce snu i o tak wczesnej porze. W końcu wskakujemy na właściwe tory i możliwie najszybciej naginamy do góry by załapać się na wschód słońca.
W dole Łomnicki Staw
Kiedy dochodzimy na Łomnicką Przełęcz jest całkiem widno. Zajmujemy ławeczki z widokiem na Sławkowski Szczyt oraz Pośrednią Grań i jemy śniadanie.
Posileni, zwarci i gotowi zaczynamy podejście na Łomnicę.
Łomnicki Staw coraz mniejszy
Początkowo ścieżka jest ewidentna, potem ginie wśród skał, ale ogólnie nie mamy problemów z orientacją. Cel jest cały czas widoczny co niewątpliwie ułatwia sprawę.
Łomnicki Grzebień pozostaje daleko w tyle
Z kruchej ścieżki teren zmienia się w głazy a dalej w płyty, gdzie nie brakuje sztucznych ułatwień.
Usłyszałam kiedyś, że "kto chodzi na skróty, ten nie wraca do chałupy", coś w tym jest na szczęście moja Druga Połowa jest zawsze w odpowiednim miejscu i pomaga :)
Jest coraz stromiej i ciekawiej, chociaż są i tacy, którzy narzekają... "gdyby nie te łańcuski i klamerki" ;)
Pokonujemy kilkunastometrową ubezpieczoną rynnę i lądujemy w żlebie prowadzącym wprost na szczyt.
Tutaj również zastajemy sporo stali przymocowanej do skały. Początek jest wręcz poziomym terenem ale są miejsca trudniejsze zwłaszcza pod sam koniec. Mimo ułatwień do końca trzeba zachować czujność.
Po wyjściu ze żlebu pozostaje nam do przejścia krótki acz eksponowany odcinek graniowy i osiągamy wierzchołek. Na Łomnicy jesteśmy jedną z pierwszych ekip. Kolejka jeszcze nie ruszyła (ale nastąpi to lada chwila) i w spokoju możemy nacieszyć się szczytowaniem.
Mkniemy tarasami na sam koniec by ulokować się w najfajniejszym miejscu. Rozkładamy się na kamieniach i hasamy po szczycie z aparatami fotograficznymi. Po udanej sesji urządzamy piknik. Na tej wysokości i w takich okolicznościach to niesamowita przyjemność.
Pogodę trafiliśmy zajebistą, widać dużo i dalekooo...
Z lewej Pośrednia Grań a u jej stóp Dolina Pięciu Stawów Spiskich
Nasza ekipa na Łomnicy! W końcu się udało!
Panorama z Łomnicy - od Sławkowskiego po Tatry Bielskie
Jak to na Łomnicy często bywa i tym razem przypływają chmury. Jest bosko! Magicznie!
Chmura nad Zieloną Doliną Kieżmarską nie może się zdecydować, to napiera to cofie się ale nie odkrywając wszystkiego co się pod nią znajduje. Uwielbiam takie widowiska.
Kolejka pracuje już pełną parą i przywozi coraz więcej turystów. Dochodzą też Ci, którzy niezdecydowali się na transport kolejkowy. Momentami robi się dość tłoczno.
Cierpliwie czekamy aż zwolni się balkon i zajmujemy go na dłuższą chwilę. Udaje nam się zrobić kilka fotek po czym wszystko w około znika za chmurami.
Prognozy były raczej optymistyczne ale jak to w wysokich górach, wszystko zdarzyć się może. Posiedziałoby się tu jeszcze, ja czuję ogromny niedosyt, ale zapada decyzja, że schodzimy. Tym bardziej, że do samochodu jest kawał drogi.
Przestępujemy łańcuch i pod czujnym okiem kolejkowiczów wchodzimy w otchłań chmur.
Zejście tędy w deszczu byłoby conajmniej hardkorowe.
Zbliżamy się do ostatniego trudniejszego fragmentu z łańcuchami. Żelaztwo ułatwia sprawę, lecz to bez niego wejście na tą górę byłoby CZYMŚ.
Droga na przełęcz trochę sie dłuży. Intensywnie burczy nam w brzuchach, marzymy by coś szamnąć, wyciągnąć się na trawce i poleżeć w słoneczku. Należy nam się to jak psu kość.
Zmęczeni ale szczęsliwi na tle naszej zdobyczy :)
Pośrednia Grań z przełęczy
Po przyjemnym odpoczynku idziemy na dół. W szybkim tempie wracamy nad staw ale zmęczenie i niewyspanie dają już o sobie znać. Postanawiamy dostać się do miasta kolejką. Ostatni rzut oka na Łomnicę i zasiadamy w gondolach, które dowożą nas prawie na parking.
Ponownie pakujemy się do naszego skromnego środka transportu ;) i mega zadowoleni jedziemy do Polski.
Trasa:
Tatrzańska Łomnica Łomnicki Staw (Skalnaté pleso) 1751 m n.p.m. - Łomnicka Przełęcz (Lomnické sedlo) 2190 m n.p.m. - Łomnica