Gdyby ta wycieczka nie doszła do skutku nie mam pojęcia kiedy wybralibyśmy się na Wrota Chałubińskiego. Być może przy okazji zaplanowanej na kiedyś grani Gładki - Szpiglas doszlibyśmy i tutaj.
Ale od początku.
Tak na prawdę plany na ten weekend były bardziej ambitne. Szczyt, o którym myśleliśmy widać na poniższym zdjęciu i jest to najbliższy sąsiad Rysów. Chodzi oczywiście o pięciowierzchołkowe Niżne Rysy. Łupem miał paść najwyższy wierzchołek i padł ale kilka miesięcy później :)
Niestety dopadło mnie wstrętne choróbsko i choćby mnie ze skóry łupili nie wykrzesałabym z siebie sił na strome podejście Moko - Niżne Rysy. Wobec tego, żeby się trochę rozruszać i nie zgnić w łóżku udaliśmy się na mały rekonesans. Celowo wybraliśmy okolice przeciwległe do naszego przyszłego celu by móc pooglądać go z daleka.
Jak zawsze (choć nie wiem po co) na Palenicy zameldowaliśmy się bardzo wcześnie rano i od razu ruszyliśmy do Moka. Jeszcze nigdy nie pokonaliśmy tej drogi w 3 godziny. No padł rekord, no! Nie poszłabym dalej gdyby nie przerwa w schronie. Jadło i pito zamiast sił dodało kilka deko więcej do tachania na nogach (choć i tak było w plecaku, aha ale nie w moim, więc dodało... ) Mimo nadbagażu jakoś wystartowałam wprost na żółtą ceprostradę. I o dziwo z czasem szło mi się nawet lepiej.
Fajnie być operatorem aparatu foto, zawsze jest pretekst by się zatrzymać i zrobić zdjęcia (o odpoczynku nie wspomnę bo przecież nie po to stoję kilka minut). Heh...
Z wysokością w dali wyłania sie coraz więcej szczytów. Wrota nie słyną z widoków ale może nie będzie tak źle.
Piękne Bielskie
Kondycja coraz lepsza :) Nawet nie wiem kiedy stajemy na rozwidleniu szlaków. Upieram się przy krótkiej przerwie ale zimno daje w kość i po chwili mobilizuję nas do dalszej drogi. Już widać nasz CEL :D
"U wrót twoich stoję... lalala" skąd ja to znam?
Niby tak blisko ale trochę meandrujemy między głazamy i niewidocznymi stawkami. Następnie zaczynamy mordercze (dla mnie w zaistniałych okolicznościach) podejście na przełęcz. Trwa to w nieksończoność. Motywacji brak. Nie chce mi się! Czasem może mi się nie chcieć...
Walczę ze sobą samą, z chorobą, osłabieniem. Kilka razy łaziłam po górach z przeziębieniem i zawsze wracałam w lepszej formie. Oby i tym razem tak było.
Tymczasem dochodzę! Jestem! Wyszłam! Grzesiek już ogrzewa się w słońcu i czeka aż doczłapię do niego. W końcu do przyjemnego wylegiwania się na kamieniach dołączam i ja.
Jest super. Ciepło, słonko, odpoczywam. Jemy pyszne kanapeczki, pijemy ciepłą herbatkę. Szczerze mówiąc, nie sądziałam, że sprawi mi to tyle radości. Widoki są rzeczywiście mocno ograniczone ale widać to i owo.
Na wschodzie Tatry Bielskie, Szeroka Jaworzyńska, Lodowy Szczyt.
Na zachodzie wyłaniają się Kopy Liptowskie i Tatry Zachodnie w dali. Niestety resztę przysłania grań odchodząca z Koprowego Wierchu o sympatycznej nazwie Pośredni Wierszyk :)
Grześ na Wrotach
i zmęczona Ja ;-)
Nie bylibyśmy sobą gdybyśmy nie kombinowali. A może na Szpiglas granią, a może tu, a może tam... a może trawers pod Mnicha. Ale to nie ten dzień. Na szczęście rozsądek mówi stop a ręka pokazuje kierunek w dół.
Schodzę jakbym odzyskała pełnię sił. Szybko zbiegamy z Wrót i meldujemy się na rozwidleniu. Ostatni rzut oka na zdobycz oraz piękne okoliczne szczyty i już popylamy chodnikiem nad Moko. Teraz omijamy schronisko i od razu ciśniemy na parking.
Było miło, momentami nie było ale fajnie, że się skończyło. Byle do następnego bardziej satysfakcjonującego wypadu :)
Trasa:
Polana Palenica Schronisko przy Morskim Oku
Wrota Chałubińskiego