To nam się zachciało...
Zaplanowaliśmy dwa dni w Tatrach z noclegiem gdzieś wyżej. Spakowaliśmy się conajmniej jak na trekking w Himalaje. Gdzie ten minimalizm...? Coś czuję, że będzie ciężko.
Powoli maszerujemy Doliną Kościeliską, gdzie możemy obserwować skutki huraganowych wiatrów, które zimą nawedziły góry. Na okolicznych zboczach leżą setki zwalonych drzew i pracują ekipy drwali. Specjalnymi maszynami ściągają drewno, przycinają je i układają wzdłuż szlaku. Jest tego bardzo dużo.
Żywioł zrobił swoje i krajobraz zmienił się nie do poznania.
Gdy docieramy do Hali Ornak robimy chwilę przerwy. Ławki wokół schroniska są oblężone przez turystów i wycieczki szkolne. Oddalamy się więc od budynku i odpoczywamy w zacienionym miejscu.
Kolejny przystanek planujemy na Iwaniackiej Przełęczy.
Powoli podchodzimy w górę. Niestety nie mamy siły by z takim obciążeniem cisnąć równym krokiem. Chyba musimy dostać konkretnie w kość aby zmądrzeć i zacząć pakować do mniejszych plecaków tylko konieczne minimum. Gdy o tym pomyślałam część rzeczy z mojego plecaka wysypała się na ziemię. Siadam na środku ścieżki i zaczynam kląć z bezsilności. Gdy emocje opadają dopakowuję się i porządnie wszystko zapinam.
Na Iwanaickiej Przełęczy upieram się przy dłuższym odpoczynku. To dopiero początek wycieczki a ja już mam dość. Grzesiek nie wygląda lepiej ode mnie ale nie przyznaje się, że mu ciężko. Faceci...
Przez chwilę zastanawiamy się czy nie zawrócić ale idziemy dalej.
Czas ucieka a nasze tempo pozostawia wiele do życzenia.
Na domiar wszystkiego to bardzo miśkowy teren. Gdyby teraz na mojej drodze pojawił się jakiś osobnik nie miałabym siły uciekać.
Pamiętam historię opowiadaną kiedyś w TV przez dyrektora TPN, o tym jak pewna pani spotkała niedźwiedzia na Iwaniackiej. Aby się go pozbyć rzuciła mu kanapkę. Wóczas misiek zainteresował się karmicielką i chciał więcej. Wtedy pani dała mu kolejną. Kiedy zbliżył się po następną kobieta zostawiając swoje rzeczy dała dyla na dół, a biegnąc całą drogą krzyczała, co usłyszano aż w schronisku :D Gdy dotarła do Ornaka poskarżyła się na miśka :D i opowiedziała strażnikowi co się stało.
Tatrzańskie miśki to interesujące zwierzęta. Czuję strach na samą myśl o nich ale tak na prawdę chciałabym mieć okazję zobaczyć je z dość bliskiej acz bepiecznej odległości.
Tymczasem wychodzimy na grań. Skończyło się nużące podejście i można oglądać szczyty w dali.
Grzbietem idzie się lepiej, głowa zajęta jest tym co widać w około i nie skupia się na ciężarze plecaka. Tutaj dla odmiany wieje jak diabli. Szukamy miejscówki na odpoczynek ale na grani nie łatwo znaleźć coś osłoniętego. Ostatecznie dochodzimy aż do skał Ornaka i tu zrzucamy bety. Chowamy się za głazami i czekamy na zachód słońca.
Maj to nie jest moja ulubiona pora w Tatrach, góry nie są wówczas zbyt urodziwe. Jednak szczyty w coraz cieplejszym świetle prezentują się przepięknie.
Słońce zachodzi dziś całkiem ładnie, przechadzając się tu i tam robię kilka zdjęć. Gdy złota kula znika za horyzontem idziemy spać.
Sobota
Noc była ciężka, wiało tak mocno, że momentami miałam wrażenie, że odfruniemy. Zamiast się zregenerować i nabrać sił ledwo żyjemy. Wyglądamy i czujemy się jeszcze gorzej niż dzień wcześniej.
Około godziny 10 jesteśmy umówienia ze znajomymi na Pyszniańskiej Przełęczy. Przewiduję, że w tym stanie raczej tam nie dotrzemy. Wiatrzysko, brak snu, ciężkie plecaki, w perspektywie podejście na Błyszcza i wiele kilometrów zaplanowanej trasy... Nie ma szans! Dobiliśmy się i na dziś nam starczy. Dzwonię do Doroty i mówię jak jest.
Jeszcze przez godzinę siedzimy na Siwej Przełęczy i obserwujemy kozice hasające po Gaborowej Przłęczy. W pewnym momencie zwierzęta płoszą się i uciekają na strome zbocze. Pojawia się coś większego. To misiek!!! Mówisz i masz!!!
Jesteśmy za daleko by zobaczyć jakieś szczegóły. Próbuję robić zdjęcie ale nie mam obiektywu, który dałby odpowiednie przybliżenie.
Jak pomyślę sobie, że niedźwiedź przechadza się właśnie po terenie położonym wyżej niż my siedzimy, to po plecach przechodzą mnie dreszcze. A gdyby łaził obok nas...? A my niczego nieświadomi jedlibyśmy śniadanie?
Pewnie skończylibyśmy jak ta kobieta z historyjki :D
Kiedy niedźwiedź odchodzi przenosimy się na bardziej wietrzną stronę grani i obserwujemy Pyszniańską Przełęcz, na której próbujemy wypatrzeć znajomych. W końcu odpuszczamy i kierujemy się na czarny szlak do Doliny Starorobociańskiej. Przed nami dłuuuga droga w dół.
Mam nadzieję, że po tej wycieczce dobrze zastanowię się nad każdą rzeczą wkładaną do plecaka. Chyba wiele osób ma podobnie, że pakując się robimy to nadmiarowo. Uczono mnie, że "lepiej nosić niż się prosić", co w pewnych okolicznościach jest uzasadnione. Albo "przezorny zawsze ubezpieczony". Tylko czy jesteśmy w stanie wszystko przewidzieć? Raczej nie, więc mija się z celem pakowanie rzeczy typu "przyda się".
Zmiana w podejściu do pakowanie nie przyjdzie od razu, ale mam nadzieję, że szybciej niż myślę.
Trasa:
Kiry Schronisko na Hali Ornak Iwaniacka Przełęcz 1459 m Ornak 1845 m Siwa Przełęcz 1812 m Dolina Chochołowska Siwa Polana